niedziela, 15 września 2013

Rozdział 8

Siedziałam w kuchni jedząc śniadanie i zastanawiając się nad sytuacją z wczoraj. Nie rozumiałam swojego zachowania. Nigdy żaden chłopak nie działał na mnie tak jak czarnowłosy. Miałam ochotę go zabić. Miska po płatkach z brzękiem wpadła do zlewu. Wyszłam z domu z nadzieją, że piłka którą wczoraj zostawiłam na boisko jeszcze tam jest. Nie przeliczyłam się, nadal leżała w bramce gdzie ostatni raz ją widziałam. Była tak zniszczona, że nawet nikt nie chciał jej zabrać. Wróciłam powoli, nie śpiesząc się do domu. Nie zadzwoniłam dzwonkiem nie chcąc budzić chłopaków obstawiając, że po wczorajszej imprezie jeszcze spali. Wślizgnęłam się cicho. Zdejmowałam właśnie buty gdy doszedł do mnie głos mojego brata.
- Ale skąd ona go zna? - wydawała się poddenerwowany.
- Nie wiem.
- To nie może wyjść teraz. - do rozmowy dołączył nowy głos. Przeważnie opanowany Sasuke.
- Wiem. Poprosiłem ją żeby się z nim nie spotykała, ale ta uparta kobieta nic sobie z tego nie robi. - rozbrzmiał śmiech mojego brata.
-  Wybacz ale tego można było się spodziewać po Temari. - Czyli rozmawiali o mnie. Ale co nie mogło wyjść teraz? Czemu nie mogłam widywać się z Maikeru? I czemu do cholery Shikamaru tam siedział? Czy nie pomyliłam się mówiąc, że on nie ma własnego życia?
- Kiedy wraca twój brat? - Shika zignorował Kankuro
- Nie jestem pewny. Powinien być już w tym tygodniu. - odpowiedział najwyraźniej Sasuke.
- Czyli do tego czasu...
- Ani mru, mru. - wyszeptał Kankuro tak cicho że musiałam się skupić by zrozumieć.
- Shika, niezręcznie mi o to prosić ale możesz na nią jeszcze bardziej teraz uważać? Ona nie radzi sobie i dobrze o tym wszyscy wiemy. Miej na nią oko. - słysząc słowa Sasuke poczułam że smutek ścisnął moje serce. Wstrzymałam oddech w próbie zatamowania płaczu. Miałam ochotę wyjść z kryjówki nawrzeszczeć na nich i żądać wymagań. Jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nadal uparcie stały w miejscu.
- Muszę? Wiesz że mam teraz głowę zajęta innymi rzeczami nie mogę być przy niej 24 na dobę. Nie może kto inny? Na przykład Naruto?
- Nie zostawiłbym jej z tym matołem.
- A Hinata? Ino? Kiba?
- Hinata jest mi potrzebna na razie. Ino nie zostawi małego. A Kiba jest tak samo dojrzały jak Naruto.
- Ale to upierdliwe. - dla niego chyba wszystko jest upierdliwe.
- Powiem inaczej jeśli tego nie zrobisz...
- Dobra, wiem. Ale to nadal upierdliwe, ona jest gorsza od mojej mamy. - usłyszałam jak Sasuke i Kankuro zaczynają się śmiać. Shikamaru westchnął.
- A co tam u Tenshiego? - zapytał Sasuke. Zrozumiałam, że więcej się nie dowiem. Postanowiłam oficjalnie powrócić. Wyszłam cicho na dwór i zadzwoniłam dzwonkiem. Miałam nadzieję, że nie zdradzę się niczym. Drzwi otworzył mi zdziwiony brat. Z uśmiechem pokazałam na moją zdezelowaną, nienapompowaną zabawkę.

Odbijałam piłkę od ściany. Bum, bum, bum. Rytmiczne odgłosy pomagały mi skupić się na moim nowym zadaniu. Musiałam się dowiedzieć jaką tajemnice przede mną ukrywają. Teraz byłam pewna, że jest to coś powiązanego ze mną. Nie bez powodu zjawił się też tutaj Kankuro. Tylko o co chodzi? Maikeru najwyraźniej też jest w to zaplątany, tak jak reszta moich znajomych. A, i wszyscy uważali że jestem niezrównoważona psychicznie, co może być prawdą. Bum, bum...
- Skup się! - Nakazałam sobie. - Zadanie, zadanie, zadanie. Nie zauważyłam że te ściany są tak różowe. A ten obrazek jest dziwny. Czemu te słonie latają i mają skrzydełka. Głowa mnie boli może pójdę spać? Tak to kusząca propozycja. No, nie, gadam do siebie, na prawdę zwariowałam.
Za drzwi dobiegł mnie śmiech, przerwałam bezcelowe kopanie piłki. Ukryta osoba najwyraźniej ogarnęła, że ją usłyszałam. Zapukała w moje drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zaskoczona. W progu stanęła czerwona Hinata.
- Przepraszam, nie chciałam podsłuchiwać. - spuściła głowę i zaczęła nerwowo bawić się palcami u rąk. - Bo... ja pomyślałam, że... że może chciałabyś pójść ze mną na zakupy? - udało jej się wydusić z siebie. Nie rozumiałam czemu się tak zachowuje. Na imprezie była taka otwarta a teraz nie umie powiedzieć jednego zdania. - Jeśli nie chcesz to powiedz. Najwyżej pójdę sama albo wyciągnę Naruto od Kiby. Nie to lepiej pójdę sama. Miał by mi za złe że go męczę. Nie powiedział by mi tego ale ja to wiem. Dla niego to tylko ramen się liczy. - powiedziała to tak szybko znów mnie zaskakując. Nie umiałam jej przerwać. - Czuje, że jest ze mną tylko przez to że jest mu głupio zerwać. - w jej dużych, białych oczach stanęły łzy. Podeszłam od niej szybko i zgarnęłam w ramiona. Załkała i wtuliła się we mnie.
- Cichutko, ciiii, wszystko będzie dobrze. - kołysałam ją delikatnie. - Naruto taki nie jest. - powiedziałam z przekonaniem. - A teraz musisz szybko się uspokoić, bo nam wszystkie sklepy pozamykają. - odsunęła się ode mnie z uśmiechem, wytarła łzy które jeszcze błąkały się po jej policzkach.
- Masz rację. Chodźmy.

Byłam wykończona. Jak można spędzić pięć godzin w centrum handlowym. To już lekka przesada. Jednak nie umiałam zaprotestować, widząc jaką radość sprawia to białookiej. A po za tym ja też świetnie się bawiłam. Hinata traktowała mnie jak przyjaciółkę. Opowiadała mi o swoim życiu, przyjaciołach, szkole. Czułam się przy niej taka normalna. Nie musiałam martwić się że coś źle zrobię czy powiem. Dopiero teraz zrozumiałam jaką wspaniałą osobą jest Hinata. Wymieniłyśmy się numerami telefonów. Zostałam także zaproszona na następną imprezę która miała się odbyć za tydzień. Skrzywiłam się na tą propozycję jednak uznałam że to może być dobry moment by pokazać że się zmieniłam. No i namówiła mnie na rzecz na którą nawet bym nie spojrzała. Czarna sukienka sięgała do ziemi. Z boku rozcięcie odsłaniało moja nogę, co jeszcze bardziej mnie krępowało. Nie miała ramiączek jednak gorset ściśle przywierał do ciała sprawiając, że sukienka zostawała na swoim miejscu. Myśląc o niej i że będę musiała się w niej pokazać oblewał mnie zimny pot. Hinata szalała z dumy jak mnie w niej ujrzała, jednak ja nie byłam przekonana. No i nie miałam odpowiednich butów do niej. Mogłabym założyć trampki, moim zdaniem one pasują do wszystkiego, ale pewnie Hinata by mnie zabiła a z nią reszta dziewczyn. Nie zdradziłam jednak tego koleżance, która pewnie wyciągnęłaby mnie do obuwniczego, przedłużając moje męczarnie. Najdziwniejsze było to, że po sukience w moim koszyku znalazła się też masa spódniczek i bluzek. Granatowowłosa udawała, że nic o nich nie wie. Gdy próbowałam jej wytłumaczyć, że to do mnie nie pasuje, zaczęła płakać. Tak po prostu rozbeczała się na środku sklepu zmuszając mnie to zakupu. Zrozumiałam czemu ani Sakura, ani Ino nie chciały z nią iść. Postanowiłam że następnym razem pójdziemy do parku czy kawiarni. Denerwowałam się trochę imprezą, która okazałą się być niezwykła. Hinaty ojciec wyprawiał uroczystość ze względu na przekazanie firmy Hinacie. Na razie jednak musi się jeszcze wiele nauczyć więc jest to przekazanie czysto teoretyczne. Hinata uprzedziła mnie że nie muszę pojawiać się na pierwszej części imprezy. Gdzie pojawią się inwestorzy. (Później mieliśmy się zmyć całą naszą grupką.) Jednak i tak miałam zamiar przyjść. Wrzuciłam zakupy do szafy nawet ich nie rozpakowując. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam odpływać w objęcia Morfeusza, gdy nagle po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Zerwałam się z łóżka, przeklinając na niesprawiedliwość świata. Droga na dół wydawała się nie do przebycia w moim stanie lecz jakimś cudem udało mi się dobrnąć do brązowych wrót. Miałam zamiar wysłać do piekieł osobę która mi przeszkodziła, kimkolwiek by nie była. Jednak nikt nie stał za drzwiami, wściekła chciałam już zamknąć je, gdy ujrzałam kartkę przyklejoną do ich zewnętrznej strony. Musiałam dwa razy przeczytać czerwone, wielkie litery by zrozumieć, że list jest do mnie. Otworzyłam wiadomość i zaczęłam czytać. Przerażenie, bezradność i ból. Nie wiem jakim sposobem znalazłam się na kolanach. Kartka leżała szpecąc dywan przede mną. Spojrzałam na swoje trzęsące się dłonie. Nie rozumiałam, nie chciałam rozumieć. Jedno zdanie, które tak mną wstrząsnęło. Opanowanie i silna wola uciekły w najgłębsze czeluście mego umysłu a ja zostałam sama w pustym pokoju, nie chcąc nawet oddychać. Patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie. Jakaś cześć mojego umysłu zarejestrowała, że drzwi znów zostały otwarte, że ktoś wymówił moje imię, że znalazłam się w uścisku silnych ramion. Nie potrafiłam się jednak nawet o milimetr ruszyć. Wyobraziłam sobie jak moje serce, które jakimś cudem składało się powoli, rozpada się znów na kawałki raniąc ostrymi krawędziami.
- Temari... Temari! - wrzeszczał zdenerwowany głos. Jednak ja potrafiłam tylko bez większego sensu patrzeć się w dywan, który nagle stał się sufitem i do tego poruszał się. Poczułam że pode mną znalazł się coś miękkiego. Jakaś dłoń delikatnie przeczesywała moje włosy. Zamrugałam i odkręciłam głowę napotykając tak dobrze znane mi oczy Shiki, wyglądał na zdruzgotanego. W jego dłoni ujrzałam list. Przyglądał mi się w milczeniu. Zaczęło do mnie docierać więcej informacji. Nie byłam już na korytarzu tylko w salonie na kanapie. Spróbowałam usiąść, moją głowę przeszył ból. Shikamaru widząc moje próby, otrząsnął się i pomógł mi.
- Skąd to masz?- zapytał spokojnie patrząc mi w oczy.
- Usłyszałam dzwonek... - byłam zadowolona, mój głos nie zadrgał, by zdradzić moje rozgoryczenie. - Otworzyłam drzwi, nikt tam nie stał ale była przyczepiona ta kartka. - obserwowałam go, próbując wychwycić chodź by najmniejszą zmianę. Przeleciał jeszcze raz po literach wydrukowanych w liście.
- Zostań tu. - polecił a sam zniknął wchodząc do kuchni. Cisza która zapadła dookoła mnie była męcząca i niewygodna. Jednak bałam się ją przerwać. Bałam się że znów powrócą bolące wspomnienia. Jak na zawołanie do mojego umysłu wpłynął obraz mojego młodszego brata.
Miał z cztery latka, czerwone włoski, były już troszeczkę za długie, jednak nikt nie miał czasu ich ściąć. Stał na swoim łóżku, w dłoni trzymał beżowego, mięciutkiego misia bez którego się nigdzie nie ruszał. Jego wielkie zielone oczy skierowane były na mnie w niemym błaganiu.
- Ale ja też chcę iść! - powiedział swym urażonym głosikiem.
- Jesteś za mały. - tłumaczyłam mu, jednak nie to było problemem lecz sam pomysł by brać brata na urodziny koleżanki.
Teraz nie wydawał się taki głupi. Gdybym tylko wiedziała, że tak szybko będzie mi rozstać się z nim.
Wycieczka do zoo. Żyrafy, słonie, kangury i ........ moi bracia. Kankuro wygłupiał się przed klatką z małpami, podskakiwał wymachując rękami. A w klatce ... cisza. Małpy patrzyły na niego nie dowierzając że może żyć aż taki idiota. Garra stał z tyłu i obserwował zachowanie brata z wyższością wypisaną na twarzy.
- Mam gofry! - wykrzyknęłam do nich. Kankuro wyszczerzył się do mnie, wyrwał mi smakołyk z dłoni i uciekł, jakbym miałam mu to zabrać. Doszły mnie oklaski z klatki z małpkami. Zerknęłam tam, największa małpa patrzyłam na mojego głupiego brata i klaskała. Westchnęłam, tak jak myślałam  Kankuro musi być adoptowany. Garra podszedł do mnie powoli, zawsze był taki opanowany, za dorosły jak na swoje osiem lat. Podałam mu gofra z uśmiechem, nie odwzajemnił go. Już taki był, zawsze smutny, zawsze sam. Odwróciłam się, poszukując Kankuro który znikł mi w akcji. Nagle usłyszałam odgłos upadku. Mój mały brat miał w oczach łzy a na ziemi leżał jego przysmak. Jego dłonie zaciśnięte były w piąstki lecz nadal się trzęsły. Widziałam z jakim uporem próbuje nie rozpłakać się.
- Nic się nie stało. Masz mojego. - uklęknęłam obok niego wręczając mu gofra. Spojrzał na mnie z radością i uśmiechnął się. Nie tak jak Kankuro pełną gębą ale tak jak on, delikatnie, prawie niezauważalnie.
- Temari! -krzyk Shikamaru brutalnie wyrwał mnie z rozmyślań.
- Czego!
- Przestań!
- A co ja niby robię! Nie wolno mi nawet już myśleć!
- Spójrz w dół. - wykonałam polecenie z niechęcią. Moje dłonie zaciśnięte były w pięści, jednak nie to mnie poruszyło tylko czerwona ciecz która spływała po nich. Po wewnętrznej stronie dłoni miałam skaleczenia. Półksiężyce rozmieszczone w równych odstępach.
- Oh. - udało mi się tylko wydusić. Usłyszałam jak Shikamaru mruczy coś pod nosem i jego kroki w moją stronę. Jednak nie umiałam oderwać wzroku do krwi. Ranki nie krwawiły mocno, lecz wystarczająco by przeszedł dreszcz zwiastujący moje najstraszniejsze wspomnienie. Zerwałam się z kanapy, próbując zatrzymać najgorsze i wtedy wpadłam na czarnowłosego. Upadliśmy na podłogę, obok siebie. Ujrzałam biały sufit i nagle zapragnęłam zacząć się śmiać.
- Co ty robisz, idiotko! - widząc Shike opierającego się na łokciu, nie wytrzymałam i roześmiałam się. - No nie no. Mam wzywać psychiatrę czy od razu zawieść cię do szpitala.
- Sam się zapisz do niego. - napad śmiech minął lecz nadal na mej twarzy widniał uśmiech. Sięgnęłam po gumki i uwolniłam moje włosy. - Lecz myślę że i on w twoim przypadku nic nie poradzi.
- Jestem za inteligentny by zwariować.
- Inteligencja nie ma tu nic do rzeczy! A po za tym, ty jesteś głupi. - powiedziałam z uporem.
- Moje IQ wynosi ponad 200. I co zamurowało kakao?
- Skromny, mądry i taki przystojny. - powiedziałam z sarkazmem. - Jeszcze chwila i się po prostu zakocham.
- Skąd wiesz że nie?
- No, błagam, ja i ty?!
- Ekh... Nie przeszkadzamy? - słysząc rozbawiony głos Sasuke, przeraziłam się, usiadłam nerwowo i spojrzałam w stronę wejścia gdzie stał czarnowłosy. Obok niego stała Hinata i Naruto. Z drugiej strony stał mój brat głupio się szczerząc.
- Czego się śmiejesz! - warknęłam jednak on tylko jeszcze poszerzył swój uśmiech. Wstałam z dywanu, otrzepując niewidzialny kusz ze spodni. - To ja chyba idę do siebie, bo rozumiem że macie znów jakieś swoje tajne rozmowy. - nikt nic nie powiedział, więc poszłam do łazienki gdzie weszłam pod prysznic. Gdy gorąca woda dotknęła mojej skóry, pozwoliłam sobie na płacz. Jednak to nie dawało wytchnienia. Jedno zdanie nadal przemieszczało mój umysł, nie chcąc zniknąć. Zdanie, które nie było by zrozumiałe może dla kogoś innego. Zdanie tak proste, a jednak tak trudne.
On zamiast ciebie a i tak niedługo będziesz latać wśród aniołów.

Do końca dnia nie wychodziłam z pokoju. Kankuro i Sasuke parę razy próbowali mnie zaciągnąć na dół by porozmawiać. Za każdym razem kazałam im spadać mówiąc że się źle czuje.  Rozumiałam że się martwią, lecz ich głupi upór jeszcze pogarszał mój nastrój. Obserwowałam refleksy które rzucało zachodzące słońce na moją ścianę, gdy nagle znów usłyszałam nieśmiałe pukanie.
- Mówiłam żebyście mnie zostawili w spokoju! - wrzasnęłam w stronę zamkniętych na klucz drzwi. - Źle się czuje, dajcie już spokój!
- To ja.
- Ciebie tym bardziej nie chcę teraz oglądać!
- Jeśli nie otworzysz to wiedz, że oni już szykują się do wyważenia tych drzwi. - "cholera" zaklęłam w myślach. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czerwone, podkrążone oczy i trupio blada twarz, nie prezentowały się najlepiej. Rozpuszczone włosy jeszcze potęgowały to odczucie.
- Powiedz mi że nic mi nie jest. - Dopadłam do toaletki i moich kosmetyków.
- Oni raczej nie uwierzą. - wystarczyło dodać trochę różu na policzki i mogłam zacząć swą grę.
- A teraz? - zapytałam stając twarzą w twarz z Shikamaru.
- Nie udawaj. Nie jesteś chora. - powiedział nawet bez chwili zawahania. Skrzywiłam się. I chcąc, nie chcąc, wpuściłam go do mojego pokoju.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam siadając na podłodze, opierając się o ścianę. Wzruszył ramionami i usiadł obok mnie. Siedzieliśmy tak obok siebie w ciszy, jednak nie było w tym nic krępującego czy niewygodnego. Tak bardzo nie chciałam jej przerywać, lecz musiałam.
- Pokazałeś im list?
- Ta.
- I co zrobili?
- Idź się dowiedź. Są na dole.
- Nie chcę tam iść.
- To masz problem. - irracjonalna myśl przebiegła przez mój mózg, wprawiając że serce zaczęło mi szybciej bić.
- Może mam po prostu dosyć, tych ich spojrzeń. Nie mam siły znów znosić traktowania jak bym była porcelanową laleczką. Ale nie mam też siły udawać, że mnie to nie rusza. Te tajemnice mnie wykańczają. - moje usta nie posłuchały galopującego narządu "miłości", które kazało im się zamknąć. W jego oczach ujrzała zrozumienie.
- Powiedz mi to. Tak jak mi teraz. - Nie patrzył na mnie. Nie dowierzałam w to co słyszę. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Powiedzieć to Shikamaru to jedno, ale mojemu bratu i Sasuke. Oni nie potrafili zrozumieć. Nie mnie.
- Nie mogę.
- Niby czemu?
- A widzisz to żeby mi zaufali po tym co robiłam? Czy wyobrażasz sobie że Sasuke zostawi mnie na dłuższy czas bez niańki. Spójrzmy prawdzie w oczy, próbowałam się zabić. Tylko dzięki tobie jeszcze żyje. Jak? Jak mi zaufają? - schowałam twarz w dłonie. Nie umiałam zahamować łez, które napłynęły mi do oczu. - Chciałabym zacząć wszystko od nowa. - nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Do pokoju weszła nieśmiało weszła Hinata z talerzem kanapek.
- Pomyślałam że zgłodnieliście. - zaszczyciła nas cudownym uśmiechem podając mi posiłek i szybko zniknęła, za co byłam jej wdzięczna.
- A co tam u małego? - zapytałam chcąc jakoś odwrócić uwagę od poprzedniego tematu.
- Nic ciekawego, rośnie, gada jak najęty i jest okropnie kłopotliwy. - powiedział z niechęcią lecz w jego oczach wyczytałam prawdę. Był dumny z Tenshiego. Jakby opowiadał o swoim synu. - A może chciałabyś go znów odwiedzić?- chwilę zajęło mi przeanalizowanie jego propozycji.
- W sumie, to z chęcią. - przypomniałam sobie jak delikatny wydawał mi się chłopczyk w moich ramionach. Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi i wrzaski dochodzące z dołu. Podskoczyłam nerwowo i wybiegłam z pokoju by przykucnąć na stopniach schodów nasłuchując. Za pleców usłyszałam krótkie prychnięcie. Gestem nakazałam by się zamknął.
- Czemu teraz? - Usłyszałam krzyk Naruto. - Nie ma mowy!
- Oni uznali że tak będzie lepiej. - opanowany głos, zimny jak Sasuke jednak inny na swój sposób.
- A ja mam ich w dupie. Bez nas oni by ją już dawno zabili! - wtedy, nagle znalazłam się w ramionach Shikamaru który podniósł mnie bez problemu. Próbowałam się wyrwać jednak to nic nie dawało.
- Puść mnie! - syknęłam waląc go po piersi. Napotkałam jego znudzone spojrzenie mówiące "nie ma mowy". Byłam zła. Byłam wściekła. Byłam, byłam małą nic nieznaczącą dziewczynką.

Siedziałam znów zamknięta w swoim pokoju. Shikamaru nic nie powiedział. Zostawił mnie z niewiedzą. Sfrustrowana chodziłam w kółko. Nie zauważyłam kiedy drzwi stanęły otworem, dopóki ktoś nie chrząknął wyrywając mnie z zamyślenia.
- Może nie powinnam mieszać się w twoje sprawy. - powiedziała starsza pani z uśmiechem na twarzy. - Ale myślę, że to jest bardzo ważne. Idź teraz szybko do pokoju tego czarnowłosego, pierwsza szuflada w komodzie. - i już jej było, rozpłynęła się w powietrzu. Myślami błądziłam pomiędzy zasadami przyzwoitości a niezaspokojoną ciekawością. Moje ciało nie miało tego problemu i już otwierałam wspomnianą szufladę. Nie zauważyłabym ich gdyby nie nieuwaga Sasuke. Pod szkatułką ujrzałam róg koperty. Wyjęłam stamtąd plik kartek i kopert a wszystkie adresowane do mnie.