wtorek, 14 stycznia 2014

Nie zapomniałam o blogu... ale nie miałam weny... nadal nie mam... po prostu była, była i znikła... i to jest tak przygnębiające, ale nie mam pomysłu nawet na jedno zdanie. Postaram się ją znów odzyskać i napisać coś w wolnym czasie którego ostatnio też nie mam za dużo :( Przepraszam

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 9

 Przepraszam za to że tak długo musieliście czekać... tyle się teraz dzieje w moim życiu... macie prawo mi coś zrobić :)

"Czerwona krew...", " Jeszcze chwila i nic już nie będzie", " Ty jesteś kropką nad i." - chłonęłam słowa z coraz większym przerażeniem. Trzęsącymi dłońmi odłożyłam listy z pogróżkami na miejsce gdzie je znalazłam. Serce okazywało chęć wyrwania się z mej piersi. Nie mogłam złapać tchu. Szybko opuściłam pokój Sasuke.

- Ała... - skrzywiłam się gdy Hinata pociągnęła mnie za włosy.
- Przepraszam... jeszcze chwila... gotowe.- spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. I nie mogłam uwierzyć, że osoba którą widzę to ja. Blond włosy spływały mi delikatnymi falami, ukazując niedoskonałość w obcięciu ich, jednak zdolności przyjaciółki zmieniły to w zaletę. Czarne, kocie kreski podkreślały niesamowicie oczy. Czerwona szminka i sukienka zmieniły mnie nie do poznania.
- No i super. - Zobaczyłam odbicie Hinaty, miała granatową sukienkę do ziemi i upięte włosy do góry z wplecionymi w nie białymi kwiatami. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i kiwnęła głową w stronę drzwi dając znać, że czas na nas. Zeszłyśmy po schodach do salonu. Na kanapie zastałyśmy znudzonego Sasuke. Nie skomentował w żaden sposób mojego stroju za co byłam mu wdzięczna, szczególnie, że nadal nie byłam do niego przekonana. Na dworze było dość zimno jak na lato. Miałam gęsią skórkę chodź specjalnie założyłam sweterek. Zakryłam się dokładniej i potarłam ramiona w nadziei że chodź w ten sposób się troszeczkę rozgrzeje. Ten tydzień minął bardzo szybko. Miałam dużo czasu na rozmyślenia, czego ja chce w swoim życiu. Nie umiałam zachowywać się zwyczajnie w stosunku do Sasuke. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy z wiedzą, że ukrywa przede mną coś. Czułam się zgubiona i słaba, jak zawsze. Nieporadne próby wzięcia się w garść spełzły na niczym. Shikamaru nie pojawił się w naszym domu przez ten czas, chyba po prostu próbuje mnie unikać. Dla niego pytania, które mam w głowie są za bardzo kłopotliwe, a ja jestem upierdliwa baba jak to kiedyś ujął. Życie nie chciało być dla mnie łaskawe. Nie chciało bym się trochę ponudziła i spokojnie umarła, musiało urozmaicić mi troszeczkę. Pod dom zajechała wielka czarna limuzyna. Sasuke otworzył przed nami drzwi i pomógł wsiąść do środka. Wyglądałam przez okno kontynuując moje ciche rozmyślania. Samochód mijał właśnie boisko, gdy nagle przypomniałam sobie sytuacje z przed tygodnia. Zapomniałam o niej, przez moje późniejsze odkrycie. Nadal nie odkryłam kto odwiedził Sasuke, gdy ja byłam zamknięta w swoim pokoju z Shiką. Debilem, który nie potrafił zrozumieć, że należy mi się ta informacja. Szczególnie, że jako jedyna nie wiedziałam, a byłam w stu procentach pewna, że ta ich wielka tajemnica dotyczy mnie. Wysiedliśmy z limuzyny przed wielkim budynkiem. Hinata pewnym krokiem ruszyła na przód, powlekłam się za nią niepewna czy na pewno dobrze robię pokazując się tu. Trzymała mnie tylko nadzieja na lepsze jutro, które wcale nie musiało nadejść. Budynek był przepiękny. Wielka sala balowa w kolorze beżowym z wielkimi oknami na cudowny ogród z fontanną. Widać było że każdy centymetr przestrzeni jest świetnie rozplanowany i dopracowany. Gdy weszliśmy na sali na chwilę zapanowała cisza a później zewsząd zaczęły dochodzić oklaski dla Hinaty. Skierowałam swoje kroki do stoiska z drinkami. Wlałam sobie soku i rozejrzałam się po osobach, które razem ze mną znalazły się w tej sali. Na ich twarzach błyszczał nieszczery uśmiech. Kiwali głową i opowiadali historie wyssane z palca byle tylko daleć prowadzić kulturalną rozmowę.
- Na co tak patrzysz? - nagle z zamyślenia wyrwał mnie zaspany głos. Spojrzałam na Shike który zawitał też na tej imprezie.
- O to jednak o mnie nie zapomniałeś? - zapytałam z sarkazmem.
- O tobie ciężko jest niestety zapomnieć.
- Niby czemu?
- Ale to upierdliwe. - przewrócił oczami.
- Dobra, nie mów
- Nie mam zamiaru.
- Twoje odpowiedzi są irytujące i nie na miejscu.
- Trudno się mówi i żyje się dalej. - prychnęłam i wziąwszy swoją szklankę z sokiem odeszłam od niego. Ujrzałam Hinate rozmawiającą z starszym panem ubranym w drogi szykowny garnitur. Nie chciałam im przeszkadzać, a nie widząc nikogo znajomego, wyszłam na taras. Dziwnym sposobem wieczór był niesamowicie ciepły, oparłam się o barierkę i zapatrzyłam się w księżyc odbijający się w wodzie fontanny. Nagle usłyszałam ciche wołanie dochodzące z głębin ogrodu. Zignorowałam je, jednak po chwili usłyszałam je ponownie i to wyraźniej. W dodatku na pewno wołający wymówił moje imię. Moje serce przyspieszyło odrobinę, spojrzałam w tył na nic nieświadomości dobrze bawiących się gości, odległość jaka nas dzieliła wydawała się przeogromna. W tej chwili coś zaszeleściło w krzakach, odwróciłam się natychmiast w tamtą stronę, jednak okazało się ze to tylko kot.
- Na co patrzysz skarbie? - trzeszczący głos rozległ się dokładnie przy moim uchu. Powoli obejrzałam się i straciłam przytomność.

Pierwsze co poczułam to nie miłosierny ból głowy, później przyszło otępienie i ciarki z zimna. Otworzyłam oczy, nie wierząc w swoje szczęście.
- Widzę, że się księżniczka obudziła. - usłyszałam głos ale nie dojrzałam jego autora. Rozejrzałam się po najbliższym otoczeniu. Musiałam być jeszcze w ogrodzi na imprezie u Hinaty bo z daleka dobiegała mnie cichutka spokojna muzyka. Nie wiedziałam niestety ile była nie przytomna i co gorsze czego ten facet ode mnie chce. - Pewnie się zastanawiasz czego chce, co? - czyżby jeszcze umiała czytać w myślach. - Nie zrobię ci krzywdy, uwierz. Jeszcze nie dziś i to nie moja rola. Ja przybyłem tylko cię uświadomić.
- Jak to uświadomić? - zapytała, niepewna czy chce usłyszeć odpowiedź.
- Pamiętasz jeszcze swojego ukochanego, małego brata? Pamiętasz jak na tobie polegał? Jak ci ufał i kochał? A jak ci powiem, że to właśnie przez swoją ukochaną siostrę właśnie nie żyje. - Moje serce zostało zniszczone. Rana, która już była zagojona znów zaczęła krwawić...

CIĄG DALSZY W TYM TYGODNIU... chciałam napisać ten rozdział o dużo dłuższy ale z drugiej strony chciałam też już to wstawić więc podzieliłam na dwa... i wyszło baaaardzo krótkie :/

niedziela, 10 listopada 2013

Przepraszam...

Wiem, powiedziałam, że post nowy będzie w ostatnim tygodniu, ale nawet nie miałam chwileńki by usiąść do komputera. Nawet ten długi weekend mam bardzo zapchany. Jednak pisze i mam już z 20%. Postaram się (ale nie obiecuje) dokończyć ten rozdział na najbliższych dniach, a już na pewno będzie w następną sobotę. A na osłodę mam piosenkę...

piosenka :)  i druga :P piosenka ( chyba jej jeszcze nie wstawiałam)

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 8

Siedziałam w kuchni jedząc śniadanie i zastanawiając się nad sytuacją z wczoraj. Nie rozumiałam swojego zachowania. Nigdy żaden chłopak nie działał na mnie tak jak czarnowłosy. Miałam ochotę go zabić. Miska po płatkach z brzękiem wpadła do zlewu. Wyszłam z domu z nadzieją, że piłka którą wczoraj zostawiłam na boisko jeszcze tam jest. Nie przeliczyłam się, nadal leżała w bramce gdzie ostatni raz ją widziałam. Była tak zniszczona, że nawet nikt nie chciał jej zabrać. Wróciłam powoli, nie śpiesząc się do domu. Nie zadzwoniłam dzwonkiem nie chcąc budzić chłopaków obstawiając, że po wczorajszej imprezie jeszcze spali. Wślizgnęłam się cicho. Zdejmowałam właśnie buty gdy doszedł do mnie głos mojego brata.
- Ale skąd ona go zna? - wydawała się poddenerwowany.
- Nie wiem.
- To nie może wyjść teraz. - do rozmowy dołączył nowy głos. Przeważnie opanowany Sasuke.
- Wiem. Poprosiłem ją żeby się z nim nie spotykała, ale ta uparta kobieta nic sobie z tego nie robi. - rozbrzmiał śmiech mojego brata.
-  Wybacz ale tego można było się spodziewać po Temari. - Czyli rozmawiali o mnie. Ale co nie mogło wyjść teraz? Czemu nie mogłam widywać się z Maikeru? I czemu do cholery Shikamaru tam siedział? Czy nie pomyliłam się mówiąc, że on nie ma własnego życia?
- Kiedy wraca twój brat? - Shika zignorował Kankuro
- Nie jestem pewny. Powinien być już w tym tygodniu. - odpowiedział najwyraźniej Sasuke.
- Czyli do tego czasu...
- Ani mru, mru. - wyszeptał Kankuro tak cicho że musiałam się skupić by zrozumieć.
- Shika, niezręcznie mi o to prosić ale możesz na nią jeszcze bardziej teraz uważać? Ona nie radzi sobie i dobrze o tym wszyscy wiemy. Miej na nią oko. - słysząc słowa Sasuke poczułam że smutek ścisnął moje serce. Wstrzymałam oddech w próbie zatamowania płaczu. Miałam ochotę wyjść z kryjówki nawrzeszczeć na nich i żądać wymagań. Jednak moje nogi odmówiły posłuszeństwa i nadal uparcie stały w miejscu.
- Muszę? Wiesz że mam teraz głowę zajęta innymi rzeczami nie mogę być przy niej 24 na dobę. Nie może kto inny? Na przykład Naruto?
- Nie zostawiłbym jej z tym matołem.
- A Hinata? Ino? Kiba?
- Hinata jest mi potrzebna na razie. Ino nie zostawi małego. A Kiba jest tak samo dojrzały jak Naruto.
- Ale to upierdliwe. - dla niego chyba wszystko jest upierdliwe.
- Powiem inaczej jeśli tego nie zrobisz...
- Dobra, wiem. Ale to nadal upierdliwe, ona jest gorsza od mojej mamy. - usłyszałam jak Sasuke i Kankuro zaczynają się śmiać. Shikamaru westchnął.
- A co tam u Tenshiego? - zapytał Sasuke. Zrozumiałam, że więcej się nie dowiem. Postanowiłam oficjalnie powrócić. Wyszłam cicho na dwór i zadzwoniłam dzwonkiem. Miałam nadzieję, że nie zdradzę się niczym. Drzwi otworzył mi zdziwiony brat. Z uśmiechem pokazałam na moją zdezelowaną, nienapompowaną zabawkę.

Odbijałam piłkę od ściany. Bum, bum, bum. Rytmiczne odgłosy pomagały mi skupić się na moim nowym zadaniu. Musiałam się dowiedzieć jaką tajemnice przede mną ukrywają. Teraz byłam pewna, że jest to coś powiązanego ze mną. Nie bez powodu zjawił się też tutaj Kankuro. Tylko o co chodzi? Maikeru najwyraźniej też jest w to zaplątany, tak jak reszta moich znajomych. A, i wszyscy uważali że jestem niezrównoważona psychicznie, co może być prawdą. Bum, bum...
- Skup się! - Nakazałam sobie. - Zadanie, zadanie, zadanie. Nie zauważyłam że te ściany są tak różowe. A ten obrazek jest dziwny. Czemu te słonie latają i mają skrzydełka. Głowa mnie boli może pójdę spać? Tak to kusząca propozycja. No, nie, gadam do siebie, na prawdę zwariowałam.
Za drzwi dobiegł mnie śmiech, przerwałam bezcelowe kopanie piłki. Ukryta osoba najwyraźniej ogarnęła, że ją usłyszałam. Zapukała w moje drzwi.
- Proszę. - powiedziałam zaskoczona. W progu stanęła czerwona Hinata.
- Przepraszam, nie chciałam podsłuchiwać. - spuściła głowę i zaczęła nerwowo bawić się palcami u rąk. - Bo... ja pomyślałam, że... że może chciałabyś pójść ze mną na zakupy? - udało jej się wydusić z siebie. Nie rozumiałam czemu się tak zachowuje. Na imprezie była taka otwarta a teraz nie umie powiedzieć jednego zdania. - Jeśli nie chcesz to powiedz. Najwyżej pójdę sama albo wyciągnę Naruto od Kiby. Nie to lepiej pójdę sama. Miał by mi za złe że go męczę. Nie powiedział by mi tego ale ja to wiem. Dla niego to tylko ramen się liczy. - powiedziała to tak szybko znów mnie zaskakując. Nie umiałam jej przerwać. - Czuje, że jest ze mną tylko przez to że jest mu głupio zerwać. - w jej dużych, białych oczach stanęły łzy. Podeszłam od niej szybko i zgarnęłam w ramiona. Załkała i wtuliła się we mnie.
- Cichutko, ciiii, wszystko będzie dobrze. - kołysałam ją delikatnie. - Naruto taki nie jest. - powiedziałam z przekonaniem. - A teraz musisz szybko się uspokoić, bo nam wszystkie sklepy pozamykają. - odsunęła się ode mnie z uśmiechem, wytarła łzy które jeszcze błąkały się po jej policzkach.
- Masz rację. Chodźmy.

Byłam wykończona. Jak można spędzić pięć godzin w centrum handlowym. To już lekka przesada. Jednak nie umiałam zaprotestować, widząc jaką radość sprawia to białookiej. A po za tym ja też świetnie się bawiłam. Hinata traktowała mnie jak przyjaciółkę. Opowiadała mi o swoim życiu, przyjaciołach, szkole. Czułam się przy niej taka normalna. Nie musiałam martwić się że coś źle zrobię czy powiem. Dopiero teraz zrozumiałam jaką wspaniałą osobą jest Hinata. Wymieniłyśmy się numerami telefonów. Zostałam także zaproszona na następną imprezę która miała się odbyć za tydzień. Skrzywiłam się na tą propozycję jednak uznałam że to może być dobry moment by pokazać że się zmieniłam. No i namówiła mnie na rzecz na którą nawet bym nie spojrzała. Czarna sukienka sięgała do ziemi. Z boku rozcięcie odsłaniało moja nogę, co jeszcze bardziej mnie krępowało. Nie miała ramiączek jednak gorset ściśle przywierał do ciała sprawiając, że sukienka zostawała na swoim miejscu. Myśląc o niej i że będę musiała się w niej pokazać oblewał mnie zimny pot. Hinata szalała z dumy jak mnie w niej ujrzała, jednak ja nie byłam przekonana. No i nie miałam odpowiednich butów do niej. Mogłabym założyć trampki, moim zdaniem one pasują do wszystkiego, ale pewnie Hinata by mnie zabiła a z nią reszta dziewczyn. Nie zdradziłam jednak tego koleżance, która pewnie wyciągnęłaby mnie do obuwniczego, przedłużając moje męczarnie. Najdziwniejsze było to, że po sukience w moim koszyku znalazła się też masa spódniczek i bluzek. Granatowowłosa udawała, że nic o nich nie wie. Gdy próbowałam jej wytłumaczyć, że to do mnie nie pasuje, zaczęła płakać. Tak po prostu rozbeczała się na środku sklepu zmuszając mnie to zakupu. Zrozumiałam czemu ani Sakura, ani Ino nie chciały z nią iść. Postanowiłam że następnym razem pójdziemy do parku czy kawiarni. Denerwowałam się trochę imprezą, która okazałą się być niezwykła. Hinaty ojciec wyprawiał uroczystość ze względu na przekazanie firmy Hinacie. Na razie jednak musi się jeszcze wiele nauczyć więc jest to przekazanie czysto teoretyczne. Hinata uprzedziła mnie że nie muszę pojawiać się na pierwszej części imprezy. Gdzie pojawią się inwestorzy. (Później mieliśmy się zmyć całą naszą grupką.) Jednak i tak miałam zamiar przyjść. Wrzuciłam zakupy do szafy nawet ich nie rozpakowując. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam odpływać w objęcia Morfeusza, gdy nagle po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka. Zerwałam się z łóżka, przeklinając na niesprawiedliwość świata. Droga na dół wydawała się nie do przebycia w moim stanie lecz jakimś cudem udało mi się dobrnąć do brązowych wrót. Miałam zamiar wysłać do piekieł osobę która mi przeszkodziła, kimkolwiek by nie była. Jednak nikt nie stał za drzwiami, wściekła chciałam już zamknąć je, gdy ujrzałam kartkę przyklejoną do ich zewnętrznej strony. Musiałam dwa razy przeczytać czerwone, wielkie litery by zrozumieć, że list jest do mnie. Otworzyłam wiadomość i zaczęłam czytać. Przerażenie, bezradność i ból. Nie wiem jakim sposobem znalazłam się na kolanach. Kartka leżała szpecąc dywan przede mną. Spojrzałam na swoje trzęsące się dłonie. Nie rozumiałam, nie chciałam rozumieć. Jedno zdanie, które tak mną wstrząsnęło. Opanowanie i silna wola uciekły w najgłębsze czeluście mego umysłu a ja zostałam sama w pustym pokoju, nie chcąc nawet oddychać. Patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie. Jakaś cześć mojego umysłu zarejestrowała, że drzwi znów zostały otwarte, że ktoś wymówił moje imię, że znalazłam się w uścisku silnych ramion. Nie potrafiłam się jednak nawet o milimetr ruszyć. Wyobraziłam sobie jak moje serce, które jakimś cudem składało się powoli, rozpada się znów na kawałki raniąc ostrymi krawędziami.
- Temari... Temari! - wrzeszczał zdenerwowany głos. Jednak ja potrafiłam tylko bez większego sensu patrzeć się w dywan, który nagle stał się sufitem i do tego poruszał się. Poczułam że pode mną znalazł się coś miękkiego. Jakaś dłoń delikatnie przeczesywała moje włosy. Zamrugałam i odkręciłam głowę napotykając tak dobrze znane mi oczy Shiki, wyglądał na zdruzgotanego. W jego dłoni ujrzałam list. Przyglądał mi się w milczeniu. Zaczęło do mnie docierać więcej informacji. Nie byłam już na korytarzu tylko w salonie na kanapie. Spróbowałam usiąść, moją głowę przeszył ból. Shikamaru widząc moje próby, otrząsnął się i pomógł mi.
- Skąd to masz?- zapytał spokojnie patrząc mi w oczy.
- Usłyszałam dzwonek... - byłam zadowolona, mój głos nie zadrgał, by zdradzić moje rozgoryczenie. - Otworzyłam drzwi, nikt tam nie stał ale była przyczepiona ta kartka. - obserwowałam go, próbując wychwycić chodź by najmniejszą zmianę. Przeleciał jeszcze raz po literach wydrukowanych w liście.
- Zostań tu. - polecił a sam zniknął wchodząc do kuchni. Cisza która zapadła dookoła mnie była męcząca i niewygodna. Jednak bałam się ją przerwać. Bałam się że znów powrócą bolące wspomnienia. Jak na zawołanie do mojego umysłu wpłynął obraz mojego młodszego brata.
Miał z cztery latka, czerwone włoski, były już troszeczkę za długie, jednak nikt nie miał czasu ich ściąć. Stał na swoim łóżku, w dłoni trzymał beżowego, mięciutkiego misia bez którego się nigdzie nie ruszał. Jego wielkie zielone oczy skierowane były na mnie w niemym błaganiu.
- Ale ja też chcę iść! - powiedział swym urażonym głosikiem.
- Jesteś za mały. - tłumaczyłam mu, jednak nie to było problemem lecz sam pomysł by brać brata na urodziny koleżanki.
Teraz nie wydawał się taki głupi. Gdybym tylko wiedziała, że tak szybko będzie mi rozstać się z nim.
Wycieczka do zoo. Żyrafy, słonie, kangury i ........ moi bracia. Kankuro wygłupiał się przed klatką z małpami, podskakiwał wymachując rękami. A w klatce ... cisza. Małpy patrzyły na niego nie dowierzając że może żyć aż taki idiota. Garra stał z tyłu i obserwował zachowanie brata z wyższością wypisaną na twarzy.
- Mam gofry! - wykrzyknęłam do nich. Kankuro wyszczerzył się do mnie, wyrwał mi smakołyk z dłoni i uciekł, jakbym miałam mu to zabrać. Doszły mnie oklaski z klatki z małpkami. Zerknęłam tam, największa małpa patrzyłam na mojego głupiego brata i klaskała. Westchnęłam, tak jak myślałam  Kankuro musi być adoptowany. Garra podszedł do mnie powoli, zawsze był taki opanowany, za dorosły jak na swoje osiem lat. Podałam mu gofra z uśmiechem, nie odwzajemnił go. Już taki był, zawsze smutny, zawsze sam. Odwróciłam się, poszukując Kankuro który znikł mi w akcji. Nagle usłyszałam odgłos upadku. Mój mały brat miał w oczach łzy a na ziemi leżał jego przysmak. Jego dłonie zaciśnięte były w piąstki lecz nadal się trzęsły. Widziałam z jakim uporem próbuje nie rozpłakać się.
- Nic się nie stało. Masz mojego. - uklęknęłam obok niego wręczając mu gofra. Spojrzał na mnie z radością i uśmiechnął się. Nie tak jak Kankuro pełną gębą ale tak jak on, delikatnie, prawie niezauważalnie.
- Temari! -krzyk Shikamaru brutalnie wyrwał mnie z rozmyślań.
- Czego!
- Przestań!
- A co ja niby robię! Nie wolno mi nawet już myśleć!
- Spójrz w dół. - wykonałam polecenie z niechęcią. Moje dłonie zaciśnięte były w pięści, jednak nie to mnie poruszyło tylko czerwona ciecz która spływała po nich. Po wewnętrznej stronie dłoni miałam skaleczenia. Półksiężyce rozmieszczone w równych odstępach.
- Oh. - udało mi się tylko wydusić. Usłyszałam jak Shikamaru mruczy coś pod nosem i jego kroki w moją stronę. Jednak nie umiałam oderwać wzroku do krwi. Ranki nie krwawiły mocno, lecz wystarczająco by przeszedł dreszcz zwiastujący moje najstraszniejsze wspomnienie. Zerwałam się z kanapy, próbując zatrzymać najgorsze i wtedy wpadłam na czarnowłosego. Upadliśmy na podłogę, obok siebie. Ujrzałam biały sufit i nagle zapragnęłam zacząć się śmiać.
- Co ty robisz, idiotko! - widząc Shike opierającego się na łokciu, nie wytrzymałam i roześmiałam się. - No nie no. Mam wzywać psychiatrę czy od razu zawieść cię do szpitala.
- Sam się zapisz do niego. - napad śmiech minął lecz nadal na mej twarzy widniał uśmiech. Sięgnęłam po gumki i uwolniłam moje włosy. - Lecz myślę że i on w twoim przypadku nic nie poradzi.
- Jestem za inteligentny by zwariować.
- Inteligencja nie ma tu nic do rzeczy! A po za tym, ty jesteś głupi. - powiedziałam z uporem.
- Moje IQ wynosi ponad 200. I co zamurowało kakao?
- Skromny, mądry i taki przystojny. - powiedziałam z sarkazmem. - Jeszcze chwila i się po prostu zakocham.
- Skąd wiesz że nie?
- No, błagam, ja i ty?!
- Ekh... Nie przeszkadzamy? - słysząc rozbawiony głos Sasuke, przeraziłam się, usiadłam nerwowo i spojrzałam w stronę wejścia gdzie stał czarnowłosy. Obok niego stała Hinata i Naruto. Z drugiej strony stał mój brat głupio się szczerząc.
- Czego się śmiejesz! - warknęłam jednak on tylko jeszcze poszerzył swój uśmiech. Wstałam z dywanu, otrzepując niewidzialny kusz ze spodni. - To ja chyba idę do siebie, bo rozumiem że macie znów jakieś swoje tajne rozmowy. - nikt nic nie powiedział, więc poszłam do łazienki gdzie weszłam pod prysznic. Gdy gorąca woda dotknęła mojej skóry, pozwoliłam sobie na płacz. Jednak to nie dawało wytchnienia. Jedno zdanie nadal przemieszczało mój umysł, nie chcąc zniknąć. Zdanie, które nie było by zrozumiałe może dla kogoś innego. Zdanie tak proste, a jednak tak trudne.
On zamiast ciebie a i tak niedługo będziesz latać wśród aniołów.

Do końca dnia nie wychodziłam z pokoju. Kankuro i Sasuke parę razy próbowali mnie zaciągnąć na dół by porozmawiać. Za każdym razem kazałam im spadać mówiąc że się źle czuje.  Rozumiałam że się martwią, lecz ich głupi upór jeszcze pogarszał mój nastrój. Obserwowałam refleksy które rzucało zachodzące słońce na moją ścianę, gdy nagle znów usłyszałam nieśmiałe pukanie.
- Mówiłam żebyście mnie zostawili w spokoju! - wrzasnęłam w stronę zamkniętych na klucz drzwi. - Źle się czuje, dajcie już spokój!
- To ja.
- Ciebie tym bardziej nie chcę teraz oglądać!
- Jeśli nie otworzysz to wiedz, że oni już szykują się do wyważenia tych drzwi. - "cholera" zaklęłam w myślach. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czerwone, podkrążone oczy i trupio blada twarz, nie prezentowały się najlepiej. Rozpuszczone włosy jeszcze potęgowały to odczucie.
- Powiedz mi że nic mi nie jest. - Dopadłam do toaletki i moich kosmetyków.
- Oni raczej nie uwierzą. - wystarczyło dodać trochę różu na policzki i mogłam zacząć swą grę.
- A teraz? - zapytałam stając twarzą w twarz z Shikamaru.
- Nie udawaj. Nie jesteś chora. - powiedział nawet bez chwili zawahania. Skrzywiłam się. I chcąc, nie chcąc, wpuściłam go do mojego pokoju.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam siadając na podłodze, opierając się o ścianę. Wzruszył ramionami i usiadł obok mnie. Siedzieliśmy tak obok siebie w ciszy, jednak nie było w tym nic krępującego czy niewygodnego. Tak bardzo nie chciałam jej przerywać, lecz musiałam.
- Pokazałeś im list?
- Ta.
- I co zrobili?
- Idź się dowiedź. Są na dole.
- Nie chcę tam iść.
- To masz problem. - irracjonalna myśl przebiegła przez mój mózg, wprawiając że serce zaczęło mi szybciej bić.
- Może mam po prostu dosyć, tych ich spojrzeń. Nie mam siły znów znosić traktowania jak bym była porcelanową laleczką. Ale nie mam też siły udawać, że mnie to nie rusza. Te tajemnice mnie wykańczają. - moje usta nie posłuchały galopującego narządu "miłości", które kazało im się zamknąć. W jego oczach ujrzała zrozumienie.
- Powiedz mi to. Tak jak mi teraz. - Nie patrzył na mnie. Nie dowierzałam w to co słyszę. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Powiedzieć to Shikamaru to jedno, ale mojemu bratu i Sasuke. Oni nie potrafili zrozumieć. Nie mnie.
- Nie mogę.
- Niby czemu?
- A widzisz to żeby mi zaufali po tym co robiłam? Czy wyobrażasz sobie że Sasuke zostawi mnie na dłuższy czas bez niańki. Spójrzmy prawdzie w oczy, próbowałam się zabić. Tylko dzięki tobie jeszcze żyje. Jak? Jak mi zaufają? - schowałam twarz w dłonie. Nie umiałam zahamować łez, które napłynęły mi do oczu. - Chciałabym zacząć wszystko od nowa. - nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Do pokoju weszła nieśmiało weszła Hinata z talerzem kanapek.
- Pomyślałam że zgłodnieliście. - zaszczyciła nas cudownym uśmiechem podając mi posiłek i szybko zniknęła, za co byłam jej wdzięczna.
- A co tam u małego? - zapytałam chcąc jakoś odwrócić uwagę od poprzedniego tematu.
- Nic ciekawego, rośnie, gada jak najęty i jest okropnie kłopotliwy. - powiedział z niechęcią lecz w jego oczach wyczytałam prawdę. Był dumny z Tenshiego. Jakby opowiadał o swoim synu. - A może chciałabyś go znów odwiedzić?- chwilę zajęło mi przeanalizowanie jego propozycji.
- W sumie, to z chęcią. - przypomniałam sobie jak delikatny wydawał mi się chłopczyk w moich ramionach. Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi i wrzaski dochodzące z dołu. Podskoczyłam nerwowo i wybiegłam z pokoju by przykucnąć na stopniach schodów nasłuchując. Za pleców usłyszałam krótkie prychnięcie. Gestem nakazałam by się zamknął.
- Czemu teraz? - Usłyszałam krzyk Naruto. - Nie ma mowy!
- Oni uznali że tak będzie lepiej. - opanowany głos, zimny jak Sasuke jednak inny na swój sposób.
- A ja mam ich w dupie. Bez nas oni by ją już dawno zabili! - wtedy, nagle znalazłam się w ramionach Shikamaru który podniósł mnie bez problemu. Próbowałam się wyrwać jednak to nic nie dawało.
- Puść mnie! - syknęłam waląc go po piersi. Napotkałam jego znudzone spojrzenie mówiące "nie ma mowy". Byłam zła. Byłam wściekła. Byłam, byłam małą nic nieznaczącą dziewczynką.

Siedziałam znów zamknięta w swoim pokoju. Shikamaru nic nie powiedział. Zostawił mnie z niewiedzą. Sfrustrowana chodziłam w kółko. Nie zauważyłam kiedy drzwi stanęły otworem, dopóki ktoś nie chrząknął wyrywając mnie z zamyślenia.
- Może nie powinnam mieszać się w twoje sprawy. - powiedziała starsza pani z uśmiechem na twarzy. - Ale myślę, że to jest bardzo ważne. Idź teraz szybko do pokoju tego czarnowłosego, pierwsza szuflada w komodzie. - i już jej było, rozpłynęła się w powietrzu. Myślami błądziłam pomiędzy zasadami przyzwoitości a niezaspokojoną ciekawością. Moje ciało nie miało tego problemu i już otwierałam wspomnianą szufladę. Nie zauważyłabym ich gdyby nie nieuwaga Sasuke. Pod szkatułką ujrzałam róg koperty. Wyjęłam stamtąd plik kartek i kopert a wszystkie adresowane do mnie.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 7

- Czemu wy? -zapytałam.
-Siostra Ino jest matką małego. - głos mu lekko zadrgał - A ja jej pomagam bo Anna nie może się pozbierać i zająć Tenshim. - Odpowiedział zwięźle. Nie dopytywałam się dalej wiedząc że jest to ciężki temat dla niego.
- Musi być wam ciężko. - Maluch wyciągnął rączki w moja stronę, zgarnęłam go i posadziłam na kolanach. Przytuliłam go do siebie. Poczułam jak Shikamaru dziwnie mi się przygląda. Tenshi położył swoją mała główkę na mojej piersi i zamknął swoje małe oczka. Kołysałam go delikatnie śpiewając moją ukochaną kołysankę.
 kołysanka. 
Poczułam jak po moim policzku wędruje samotna łza, która nagle została starta. Spojrzałam w górę. Obok mnie kucał czarnowłosy. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Wstałam i zaniosłam śpiącego malucha do jego pokoju.Wracając do salonu mój wzrok padł na zdjęcie. Stał na nim Shikamaru a obok niego czarnowłosa kobieta która była obejmowana przez przystojnego mężczyznę. po prawej stała blondynka w ramionach trzymała zawiniątko z maluchem którym mógł być Tenshi. Za ich plecami widniał stary budynek. Wydawał mi się znajomy. Niestety nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie. W nich stanęła blondwłosa wściekła piękność. Zrzuciła z nóg swoje buty i mrucząc coś pod nosem minęła mnie i weszła do salonu.
- Wywalili mnie. - powiedziała, opadła na fotel i popatrzyła załamana na Shikamaru. - I co ja zrobię?
- Ale jak to? Czemu?
- Zamykają naszą kwiaciarnię, stanie tam teraz jakiś spożywczak podobnież. - zauważyłam że Shika zacisnął pięści. - Niedługo trzeba zapłacić czynsz. - wyszeptała dziewczyna. Chłopak kiwnął głową i wstał.
- Postaram się coś załatwić. A teraz muszę już iść. Chodź Temari. - Wyszliśmy na dwór. W ręce chłopaka pojawił się papieros. Skrzywiłam się. On widząc moją minę, wzruszył tylko ramionami i poszedł w stronę mojego domu. Westchnęłam niezadowolona lecz udałam się za nim.
- Jak już musisz palić to przynajmniej byś poczęstował.
- Palenie jest szkodliwe.
- No co ty nie powiesz. To po co sam się trujesz?
- Upierdliwa jesteś.
- Że co proszę?! - Stanęłam w miejscu. - Ty... ty... ah...
- Co, mowę odebrało?
- Po prostu nigdy nie umiałam rozmawiać z małymi beksami. To nie mój poziom.
- No tak twoim poziomem są dziewczynki z depresją bo zgubiły swoją maskarę. - Nie wytrzymałam, uderzyłam go otwartą dłonią w policzek. Odwróciłam się napięcie i poszłam w przeciwnym kierunku.
- Dupek, idiota... - mruczałam pod nosem. - Po co ja w ogóle z nim poszłam. Wiedziałam że tak będzie. Idiota. Wiedziałam. Dupek.
- Kogo aż tak kochasz? - usłyszałam rozbawiony ton. Obejrzałam się na boki. Obok mnie szedł Maikeru. Zdziwiłam się widząc go. Był ostatnią osoba o której bym pomyślała że się w jakiś sposób jeszcze spotkamy.
- Nie twoja zakichana sprawa, spadaj stąd! - krzyknęłam w jego stronę.
- Uuu, ktoś ma zły dzień.
- A ty co tu jeszcze robisz? Spieprzaj! - Szybkim krokiem zmierzałam w bliżej nie określonym kierunku. Byłam wściekła i miałam gdzieś czy go zraniłam swoim zachowaniem. Parłam przed siebie nie zważając na nic. Nagle znalazłam się w jakimś parku, rozejrzałam się dookoła. Nigdy jeszcze tu nie byłam. Niedaleko miejsca gdzie stałam ujrzałam rozłożystą wierzbę płaczącą a pod nią ławeczkę z siedzącą na niej staruszka. Kobieta patrzyła w moim kierunku. Sprawiała wrażenie sympatycznej, ubrana w letnią brzoskwiniową sukieneczkę, uśmiechała się do mnie. Po plecach przeszły mi dreszcze. Nie było to nieprzyjemna wrażenie wręcz przeciwnie. Czułam że wyzwalają mnie z całej złości jaką czułam przed chwilą. Podeszłam do niej niepewnie.
- Dzień dobry. - powiedziałam uprzejmie.
- Dzień dobry. Jak masz na imię słoneczko?
- Temari.
- Miło mi cię poznać. Może usiądziesz? - poklepała miejsce obok. Kiwnęłam głową na zgodę. - Co taka śliczna dziewczynka robi tutaj?
- Odrywa się do rzeczywistości. - powiedziałam patrząc w dal.
- Tak to idealne miejsce na tą czynność. Usiąść i zapomnieć że jest coś innego. Patrzeć na innych którzy też przychodzą by pobyć chwilę w ciszy, samotni. A wierzysz w moja droga w cichych towarzyszy zwanych duchami?
- Nie wiem nie zastanawiałam się nad tym ale chyba tak.
- Też wierze że istnieją. Może nawet siedzą obok nas i słuchają tą rozmowę zamyślone. Może to one sprawiają że jeszcze nie zwariowaliśmy. - uśmiechnęłam się do tej myśli. - Czekają obok by wesprzeć w naszej wędrówce a pod koniec zaprowadzić dalej do lepszego świata. Pamiętam jak kiedyś sama chodziłam po tym parku z nadzieją, że jak wrócę wszystko będzie inaczej. Usiadłam na tamtym kamieniu. - wskazała mi płaski kamień położony blisko jeziorka. - Rzucałam kamieniami w wodę. Wtedy poczułam dziwne mrowienie, spojrzałam na dłoń jednak nic tam nie było. Obejrzałam się dookoła. Niedaleko mnie stał młodzieniec, patrzył na mnie. Tak poznałam mojego Shino. Pewnie teraz zastanawiasz się co robisz tutaj ze starą wariatką. - zaśmiała się. - Po wielu latach zrozumiałam że to nie był przypadek. Byłam wtedy zbyt zajęta przeszłością by spojrzeć w przyszłość. Może to mój anioł stróż zadziałał bym w końcu była szczęśliwa? Nie warto żyć przeszłością, trzeba iść w przód. Jeśli nie dla siebie to dla swojego towarzysza który chodź niewidzialny przeżywa twoje uczucia jak swoje. A teraz sio mi stąd, jesteś za młoda by martwić się, to źle wpływa na urodę. - uśmiechnęłam się, pożegnałam i pobiegłam z nową energią w dal. Obróciłam się by pomachać kobiecie na pożegnanie lecz jej już tam nie było. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do domu.
Jak w końcu dotarłam do domu, słońce już się chowało. Zapukałam lecz nikt nie otwierał, westchnęłam i zaczęłam poszukiwania zapasowego klucza. Dom stał pusty. Zastanawiałam się gdzie są chłopcy. Irytowało mnie to że nie mówią mi wielu rzeczy. Spoglądali tylko na mnie z troską i szeptali między sobą. Może miałam ostatnio ciężki okres, może nie potrafiłam sobie poradzić ze stratą mojego młodszego brata ale gdy odtrącali mnie czułam się tak jak w domu cioci. Nienawidziłam tamtego miejsca, nie chciałam i znienawidzić i to ostatnie miejsce gdzie czułam się bezpieczna i szczęśliwa. Odepchnęłam od siebie natrętne uczucie samotności i zabrałam się do roboty. Zjadłam kanapki, wzięłam pierwszą lepszą książkę, lampkę i wyszłam na taras. Na niebie lśniło wiele gwiazd. Zapatrzyłam się w nie. Nagle jedna z nich poszybowała w dół. Zamknęłam oczy pragnąc by moje najskrytsze marzenie jakimś cudem się spełniło.

Obudziłam się rano i pierwsze co poczułam to obezwładniający ból. Syknęłam cicho. Lekko poruszałam głową, myślałam że umrę. W tej chwili dobiegł mnie śmiech. Otworzyłam oczy i napotkałam mojego brata.
- Czego? - warknęłam wściekła na jego i w małej części na siebie.
- Chciałem zobaczyć twoją minę jak się obudzisz.
- Uważasz że to śmieszne?! - Kankuro udawał że się zamyślił.
- Tak, uważam że twoja głupota jest śmieszna.
- Nie jestem głupia, ale za to ty jesteś. Nie przeszło ci przez myśl żeby mnie obudzić? - wzruszył ramionami. Podniosłam się z niewygodnego siedzenia w którym wczoraj zasnęłam czekając na brata i Sasuke. Posłałam mu pełne złości spojrzenie i z pełną gracją na jaką było mnie stać opuściłam taras. Weszłam do łazienki z zamiarem szybkiego mycia lecz gdy ujrzałam wannę zapragnęłam długiej odprężającej kąpieli. Rozpuściłam włosy i nalałam do wanny mojego ulubionego płynu o zapachu kiwi. Po godzinnej kąpieli z turbanem na głowie poszłam przygotyować sobie śniadanie. W kuchni zastałam Sasuke.
- Hej. Gdzie byliście wczoraj?
- Tu i tam. - powiedział zagadkowo. Przewróciłam oczami.
- A tak dokładniej?
- Siora! - w kuchni pojawił się Kankuro. Zabrał mi ręcznik i ze śmiechem uciekł zanim zdołałam go walnąć. Naburmuszona skierowałam wzrok na czarnowłosego.
- Wracając do tematu. Gdzie?
- Nie ważne. - powiedział oschle. Zdziwiłam się, nigdy przy mnie nie używał tego tonu. Usłyszałam jak brat wierci się na krześle.
- Nie to nie. - warknęłam w jego stronę. Zabrałam sok jabłkowy i wyszłam zostawiając ich samych. Miałam serdecznie dość tych ich tajemnic. Nie byłam dzieckiem. Uciekłam bo właśnie przez to nie umiałam zwyczajnie żyć. Pokręciłam głową by odepchnąć od siebie złe myśli. Poczesałam włosy w kucyki, zgarnęłam starą piłkę i wybiegłam z domu.

Piłka ze świstem wylądowała w bramce. Otarłam pot z czoła. Opadłam na piasek boiska. Nagle usłyszałam kroki. Obejrzałam się za siebie. W moją stronę szedł Maikeru. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się czego on chce. Przystanął metr przede mną.
- Zanim podejdę, dziś masz lepszy humor czy tak jak wczoraj od razu mam spieprzać?
- Jeśli będziesz grzeczny to może dziś nie oberwiesz.
- Jaka ulga. - Uśmiechnęłam się do niego. Usiadł obok mnie i zapatrzył się w dal. Obserwowałam go po cichu. Czułam że ogarnia mnie spokój. Nie musiał nic mówić. Wystarczyło mi to że przyszedł. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, gdy ktoś zawołam moje imię. Rozejrzałam się dookoła i go zobaczyłam. Szedł do nas szybko z zaciętą miną. Poderwałam się do pionu. Po minie mojego towarzysza widać było od razu że nie pała sympatią do osoby która była już bardzo blisko nas. Sfrustrowana zaczęłam iść w stronę Shikamaru. Mimowolnie zacisnęłam pięści. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Widziałam że zacisnął szczękę a w jego oczach ujrzałam wściekłość.
- Czego chcesz? - powiedziałam próbując opanować swoją złość.
-Idziemy. - wysyczał i złapał mnie za nadgarstek. Próbowałam się wyrwać jednak byłam za słaba. Czułam się bezradna, popatrzyłam z błaganiem na Maikeru. Jednak on na mnie nie patrzył tylko na Shikamaru.
- Nie przywitasz się nawet? - Zawołał za nami. Czarnowłosy słysząc jego głos spiął się i przyśpieszył. Poczułam ból w nadgarstku, syknęłam cicho. - No tak, zapomniałem z jakim tchórzem mam do czynienia. - usłyszałam jego śmiech. - Ona w końcu i tak się dowie.
- Po moim trupie.
- To da się załatwić. - Wpadłam na plecy chłopaka który bez ostrzeżenia się zatrzymał. - Z nami miała by większe szanse, wiecie o tym dobrze.
- Mylisz się. - przysłuchiwałam się tej dziwnej wymianie zdań z niepokojem.
- O czym wy rozmawiacie? - zapytałam poddenerwowana.
- O...
- Nie waż się! - krzyknął Shikamaru przerywając Maikeru. Poczułam że do oczu cisną mi się łzy. Pokręciłam głową, korzystając z nieuwagi czarnowłosego wyrwałam mu swoją rękę i pobiegłam z dala od nich. Z dala od rozgoryczenia, smutku i bezradności które znów zawitały w moim wymęczonym, słabym sercu. Biegłam przed siebie nie patrząc. Przechodnie klęli na mnie a ja nie zważając na nich biegła w miejsce gdzie łatwo się oderwać. Stanęłam przed wejściem do parku, otarłam łzę która bez mojego pozwolenia płynęła po policzku. Podniosłam głowę do góry i weszłam do środka zamykając rzeczywistość w szufladce by chodź na te pięć minut nie zawracała mi głowy. Na ławeczce pod wierzbą nikt nie siedział. Rozczarowanie było bolesne. Nadzieja rozbiła się o ostre krawędzie skał zwanych rzeczywistości która bez wyrzutów sumienia uciekła ze swojego więzienia. Uczucia uderzyły w moje serce. Zachwiałam się pod wpływem bólu który rozdzierał moją duszę. Jakimś cudem poczułam ciarki przechodzące po moim ciele. Skupiłam się na tym nieznanym uczuciu które nagle zawitało we mnie, rozchodząc się sprawiało że powoli odzyskiwałam władzę nad ciałem.
- Co ty robisz dziewczyno! - usłyszałam głos oburzonej staruszki. Otworzyłam oczy, stała przede mną z założonymi rękami. - Jeśli nie weźmiesz się w garść to nikt nie będzie cię szanował! - Zamknęłam oczy załamana. Nagle poczułam pieczenie policzka, rozwarłam oczy w niedowierzaniu. - Patrz jak do ciebie mówię! Jesteś niedorajdą która nie umie stanąć na własnych nogach i zmierzyć się ze światem. Co się stało z tobą?! Pytam!
-Umarłam razem z nim. - powiedziałam spokojnie próbując zapanować na głosem by nie zadrżał zdradzając mojego rozżalenia.
- Chcesz znów oberwać?! Stoisz tu przede mną co jest niepodważalnym dowodem że żyjesz i będziesz żyć! Słonko, - zdziwiłam się gdy odezwała się do mnie z opanowaniem. - będziesz żyć bo trak jest ci na razie pisane, jednak to od ciebie zależy jak do tego życia podejdziesz. Możesz tak jak zawsze uciekać chroniąc siebie lub zmierzyć się ze wszystkim tak jak na prawdziwą kobietę przystało.
- Ale ja próbowałam.
- Nie, nie próbowałaś. Walcz kochanie, walcz bo życie jest tego warte. Walcz dla siebie i innych i pamiętaj nie jesteś nigdy sama. Wystarczy się dobrze rozejrzeć a ujrzysz wiele dusz które cie kochają. Pokaż że nie jesteś małą beksa, też czasem masz pazurki. - uśmiechnęła się promiennie. Wyciągnęła do mnie dłoń pomagając mi wstać mi z ziemi. Na jej dłoni zalśnił pierścionek z małym diamencikiem. Otarła mi łzy i popchnęła w stronę wyjścia z parku. Obróciłam się by jeszcze raz na nią spojrzeć jednak jej już nie było tak jak się spodziewałam.
- Dziękuję... babciu. - wyszeptałam w przestworza. Szłam powoli w stronę mojego domu myśląc nad moim poplątanym życiem. Parę rzeczy było pewnych. Po pierwsze chłopcy mają przede mną tajęmnicę której nie chcą mi powiedzieć. Po drugie znalazłam nareszcie siłę by zmierzyć się z tym jeszcze nieznanym i tym już dobrze znanym. Po trzecie duchy naprawdę istnieją.

Obudziłam się w nocy. Zerknęłam na zegarek który wskazywał że jest po drugiej. Nie mogłam sobie przypomnieć snu który mnie obudził. Poczułam powiew wiatru z otwartego okna. Założyłam niebieski puszysty sweterek który wisiał na oparciu krzesła i wyszłam na balkon. Przy samochodzie na podjeździe zauważyłam poruszenie. Patrzyłam z napięciem w tamto miejsce jednak nic nie widziałam podejrzanego. Nagle usłyszałam że drzwi na taras się otwierają. Doleciał do mnie śmiech i zapach papierosów. Wychyliłam się by zerknąć na dół. Dojrzałam tylko czerwoną kropkę która musiała być papierosem. Ktoś westchnął, rzucił papieros i wyszedł na dwór zamykając drzwi. Schowałam się by mnie nie zauważył. Usłyszałam jak serce mi przyspiesza. Czarna postać usiadła na krawędzi basenu. Światło odbijane przez księżyc oświetliło go. Poczułam jak po moim karku przechadzają się mrówki. Przełknęłam ślinę. Raz kozie śmierć. Nie chciałam wpaść na kogoś przez przypadek przechodząc przez dom. Usiadłam na barierce, przerzuciłam nogi na drugą stronę. Do ziemi nie było daleko, mój pokój był na pierwszym piętrze. Odbiłam się i bez problemu zeskoczyłam na dół. Shikamaru odwrócił się. Jednak szybko stracił zainteresowanie widząc mnie. Wyciągnął następnego papierosa. Zapalił go jednak nie dane było mu skosztować go. Zaciągnęłam się nie zważając na protesty czarnowłosego.
- Oddawaj ty upierdliwa kobieto.
- Jak na upierdliwą kobietę przystało nie oddam ci go. Co ty tutaj robisz?
- Nie twoja sprawa. - powiedział zapalając papierosa dla siebie. - A czemu ty tu przyszłaś?
- Nie twoja sprawa. - przedrzeźniałam go. Uśmiechnął się pod nosem.
- Ale to kłopotliwe.
- Przynajmniej w jednym się zgadzamy, bekso.
- Długo już znasz się z Maikeru?
- Nie. Parę razy natknęliśmy się na siebie. A co?
- Nie powinnaś spotykać się z nim. - powiedział po chwili ciszy. Spojrzałam na niego zbulwersowana.
- Nie będziesz mi mówił z kim mam się spotykać!
- Tak będzie lepiej dla ciebie.
- Niby czemu się tak o mnie boisz? Nie jestem nikim dla ciebie. Sasuke cię na mnie nasłał? Przyznaj się ile ci dał?
- Wybacz ale nie masz racji.
- To się odczep od mojego życia. Nie jestem dzieckiem! Maikeru jest moim przyjacielem! - gdy to wykrzyknęłam moje serce zabiło szybciej. - Umiem sama sobie poradzić.
- Jakoś ostatnio nie wykazywałaś się tą dorosłością. - zadrwił. Zacisnełam pieści.
- To i tak nie zmienia tego że to moje życie i moje decyzje.
- Ale twoje decyzje dotyczą...
- Nie wpieprzaj mnie w wyrzuty sumienia! Bo niby ty jesteś chodzący ideał.
- Nie chcę się przechwalać.
- Idiota.
- Spójrz na to z innej strony.
- Nie mam zamiaru!
- Jesteś gorsza od mojej matki! - Pierwszy raz podniósł na mnie głos, to mnie aż tak zmieszało że nie umiałam mu przerwać. - On nie jest dobry! Znam go już bardzo długo i wiem do czego jest zdolny. Po prostu boje się że on zniszczy cię do końca, nie rozumiesz?
- Rozumiem. - wyszeptałam. Wstałam i skierowałam się w stronę wejścia do domu.
- Czekaj! - zawołał za mną Shikamaru.
- Nie.
- No nie obrażaj się!
- Będę się obrażać kiedy będę chciała.
- Jak dziecko!
- I zajebiście mi z tym!
- To przynajmniej przyzwyczaj się że od dziś nie odpędzisz mnie od siebie. Mam doświadczenie w zajmowaniu się rozpieszczonymi bachorami.
- Czemu nie chcesz się ode mnie odwalić? - odwróciłam się i prawie wpadłam na niego. Dzieliło nas z pięć centymetrów. Otulił mnie jego zapach. Podniosłam głowę by spojrzeć na jego twarz. Stał tak blisko że widziałam jak w jego oczach czai się coś czego sama nie pojmowałam.
- Ale to upierdliwe.
- Sam jesteś upierdliwy. - wysyczałam w jego stronę. Nie umiałam oderwać oczy od niego. Serce zaczęło mi bić szybciej. - I cham który najwyraźniej nie ma swojego życia. - powiedziałam ale już bez takiego uporu z jakim chciałam. Nagle do mojego serca wkradł się obezwładniający strach. Zrobiłam krok do tyłu, przerywając tą chwilę. Odkręciłam się napięcie i weszłam do domu.
- I tak nie odpuszczę! - były to ostatnie słowa jakie usłyszałam tego dnia.


Jejku, dopiero teraz zorientowałam się że nie napisałam nic od czerwca i mam wyrzuty sumienia :( Ale najpierw kolonia a później nawet chwili dla siebie nie miałam, a nawet jak miałam to byłam tak padnięta że nic nie potrafiłam wymyślić. Więc jest to coś. Mam nadzieję że chodź trochę wam się spodoba. Przepraszam za błędy.

sobota, 6 lipca 2013

Powiadomienie

UWAGA :D Jeśli w ogóle ktoś to czyta. Założyłam nowego bloga. Tak to trochę dziwne, szczególnie, że ten nie jest za szczególnie świetnie pisany, ale już biorę się i za niego ;) Postanowiłam założyć drugi bo mam masę po rozpoczynanych, czy nawet napisanych już opowiadanek i chciałabym się nimi podzielić :P A i komentarze pod postami są naprawdę miłe, co prawda i jak ich nie będzie będę pisała bo to kocham... Zapraszam serdecznie na http://kocham-cie-tak-mocno.blogspot.com/

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 6

Juhu już 6 myślałam że i tyle nie napisze :]

  muzyczka- zakochałam się w tym *-*

"Według bardzo starej legendy, żył kiedyś mężczyzna, który zrozumiał kobiety i pojął ich logikę. Niestety nie podzielił się z nikim swoja wiedzą, bo umarł ze śmiechu." 

- To co idziemy!- Krzyknął Kankuro.
- Nie. Wsadzamy twoje cztery litery w pociąg powrotny.
- Oj siostra nie bądź taka.
- Jaka? - Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Brat złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę zejścia z peronu. Próbowałam się wyrwać, jednak to nic nie skutkowało. Nagle znikąd wyrósł przed nami chłopak.
- Puść ją.- powiedział czarnowłosy.
- No, nie, a ty co tu robisz? - zapytałam szczerze zaskoczona. Brat puścił moją dłoń. Kolega Sasuke przeniósł spojrzenie z mojego brata na mnie.
- Często tu jestem.
- A musisz się wpieprzać?
- Myślałem, że nie chcesz z nim iść. - Wyglądał na zagubionego, położył dłoń na karku
- To może mniej myśl. Wolałabym iść z kimkolwiek innym niż z tobą!- Wyminęłam go ciągnąc za sobą dziwnie milczącego brata. Usłyszałam jego ostatnie słowa " Jakie to upierdliwe".

Siedzieliśmy w salonie, to znaczy ja i Sasuke. Kankuro zniknął gdy weszliśmy do domu. Nie rozpoczęłam akcji poszukiwawczej, jak zgłodnieje to przyjdzie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dotychczas nie miałam siły skupiać się na szczegółach. Dopiero teraz zauważyłam że jest tu okropnie... pusto. Białe ściany na których nie wisiał nawet najmniejszy obrazek. Żadnych zdjęć, pamiątek, na ciemniejszej mahoniowej podłodze nie leżał żaden dywan. W rogu stał czarny fortepian, w lustrze odbijało się światło wpadające przez dużo okno. Tylko na komodzie ujrzałam małą niepozorną ramkę ze zdjęciem. Zaciekawiona podeszłam bliżej. Fotografia przedstawiała grupkę dzieci. Znalazłam Sasuke, stał z opuszczoną głową trochę oddalony od reszty. W środku stał uśmiechnięty blondyn, obejmował ramieniem z jednej strony Hinatę wyglądającą jak dorodny pomidorek. Zaś z drugiej stała różowo włosa dziewczyna. Miała uniesioną pieść jakby chciała walnąć Naruto, jednak nie wyglądała na złą, raczej na wściekłą. Ostatnią osobą która przykuła mój wzrok był czarnowłosy chłopiec. Ręce miał włożone w kieszonki swoich przydużych jeansów. Swymi brązowymi oczami patrzył bezsensu w niebo, nie przejmując się fotografem czy w ogóle czymkolwiek, jakby go to nie dotyczyło. Był tylko on i niebo.
- Kto to jest? - zapytałam Sasuke który nie wiem kiedy stanął za mną.
- Shikamaru, poznałaś go.
- Shikamaru...
- Zdjęcie zrobiliśmy sobie już po twoim wyjeździe. Nie znałaś go przed tym, dołączył do nas parę dni przed tą uwiecznioną chwilą.
- Czemu jesteś tu taki smutny?
- Ja... - nie dane było mi usłyszeć odpowiedzi gdyż do salonu wparował mój kochany braciszek.
- Czy to jest muzeum? - zapytał głupio
- Idioto jasne, że nie!- odpowiedziałam za Sasuke.
- To dajcie coś jeść.

Okazało się,ze w lodówce nie ma niczego co Kankuro łaskawie by zjadł, a uwierzcie mi były tam same przysmaki, jak kawior czy ryba w galarecie, wiec chłopcy poszli do sklepu. Usiadłam przy fortepianie, nacisnęłam klawisz. Po pustym domu rozniósł się dźwięk. Moje palce same odnalazły właściwy rytm. Znały tą balladę bardzo dobrze, właściwie jednak umiała zagrać ją tyko jedna osoba. Nauczył mnie jej Gaara, nie chciał zdradzić sekretu i ten sekret zginął razem z nim. Melodie zakłócił nieproszony głos dzwonka. Nie było sensu dalej grać, po za tym przypominało mi to tylko brata. Podeszłam otworzyć drzwi wejściowe, jednak stały one już otworem a w nich Shikamaru.
- Czemu ty pojawiasz się w najmniej odpowiednim momencie?
- Jest Sasuke? - zapytał ignorując moje słowa.
- Nie ma i nie będzie.
- To ja poczekam.
- Nie! Ty sobie pójdziesz. - czarnowłosy ominął mnie i udał się na taras.- Czy ty w ogóle słuchasz co do ciebie mówię?
-To zbyt upierdliwe. - Mówiąc to nawet na mnie nie spojrzał. Usiadł po turecku na podłodze i zapatrzył się w chmury. Nie wiedziałam co zrobić. Wyszłam na dwór, usiadłam na leżaku, który stał blisko. Popatrzyłam w niebo. Po nim wolno poruszały się białe obłoczki. Czasami promyki słońca próbowały bezskutecznie przebić się przez barierę by chodź przez sekundę oświetlić zimną ziemie. Płynęły bezustannie, bez granic, bez zmartwień. Były one i przestrzenie. Były wolne nic ich nie zatrzymywało, nic nie kazało się zatrzymać, były niezniszczalne. Też taka kiedyś byłam, kochałam to. Świat nie był wtedy okrutny, bezduszny. Byłam wolna od trosk, problemów. Przeszłość była pięknym wspomnieniem wracającym tylko przed snem a ja zawsze się przy tym uśmiechałam.
- Nie musisz tu ze mną siedzieć.- powiedział chłopak przerywając mi rozmyślania.
- Zamknij się.
- Nie.
- Wnerwiasz mnie.
- Wiem. - prychnęłam.
- Beksa, jeśli musisz już mówić powiedz coś o tym... - mówiąc to wiedziałam już że to zły pomysł ale musiałam.- ...twoim przyjacielu. - Shikamaru popatrzył na mnie ze smutkiem.
- Czasami nie warto wracać do wspomnień. Nie ze względu na ból, bo on wbrew oczekiwaniom jest dobry, nie wraca się do nich bo trzeba iść dalej. Nie oglądaj się za siebie, bo tracisz tylko czas, a on na nikogo nie czeka, mija.- W jego oczach ujrzałam ból, wiedziałam że ja go sprawiłam, pragnęłam schować się by tylko go nie widzieć.
- Czemu? - mój głos zadrgał. - Czemu ja nie potrafię tak jak ty?
- Ja musiałem sobie poradzić dla kogoś, ty zostałaś sama. Nie wiń siebie, nie oskarżaj innych bo i oni nie są winni. Jak chcesz przedstawię cię komuś. Co ty na to- pokiwałam głową na zgodę- ale jest jeden warunek.
- Jaki.
- Nie nazywaj mnie beksą. - Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie ma mowy, bekso.
- Jakie to upierdliwe. - Ujrzałam jednak jak jego kąciki ust uniosły się w delikatnym uśmiechu.
Usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Mój towarzysz wstał i wszedł do środka, udałam się za nim sprawdzić co kupili chłopaki. Kankuro stał gapiąc się dziwnie na Shikamaru, przeniósł wzrok na mnie.
- To wy jesteście parą? - zapytał.
- Nie! - szybko zaprzeczyłam- Co ty ja z nim, nigdy.
- Poznaj Kankuro, Shikamaru Nare. Jest moim przyjacielem. - Wtrącił Sasuke.
- Oni są razem? - Znów zapytał mój głupi brat.
- Z tego co mi wiadomo to nie.
- No przecież mówię że nie!
- Tobie rzadko kiedy można wierzyć. Ostatnio jak to zrobiłem wylądowałem na dywaniku u dyry.- Zaśmiałam się przypominając sobie odpowiedni moment. Było to już dawno ale brat nadal nie może mi tego wybaczyć. Miał zrobić projekt z geografii, taki sztuczny wulkan. Za moją małą pomocą cała sala była w sosie pomidorowym a cała winna spadła na Kankuro. Od tamtego czasu nie do końca we wszystko mi wierzy.
- Mogło być gorzej.
- Tak. A pamiętasz jak wmówiłaś mi że jest dzień całusów i mogę bezkarnie wycałować dziewczyny? Albo jak kazałaś mi się ubrać w garnitur do szkoły, wszyscy pytali co mi się stało.
- Mała byłam.
- No właśnie teraz jesteś starsza i masz jeszcze głupsze pomysły.- prychnęłam.
Odebrałam mu siatki z zakupami by je rozpakować w kuchni. Usłyszałam jeszcze jak Sasuke zapraszał chłopaków do salonu.

Leżałam na łóżku słuchając muzyki. Trochę mi się już nudziło, ciągle biały sufit i piosenki które umiałam na pamięć. Kątem oka zauważyłam ruch drzwi. Podniosłam się odrobinę by zobaczyć kto mnie odwiedził. W drzwiach stał Shikamaru.
- Spokojnie nie planuje niczego głupiego, możesz już sobie iść.
- Obiecałem, że ci kogoś przedstawię.
- A no tak. Ale teraz?
- Teraz. -wstałam, w sumie lepsze to niż nic nie robienie tutaj.
Szliśmy przez ruchliwe, kolorowe uliczki. Już zapomniałam jak tu jest. Śmiechy, nawoływania, trąbienie, każdy był serdeczny dla innych. Nikt nie przechodził obojętnie, rozweselone dzieci biegały pośród spokojnie rozmawiających staruszek. Na ławkach przy tryskającej fontannie młodzi ludzie wyznawali sobie miłość. Szczęśliwy sklepikarz machał do stałej klientki. Przemierzałam plac czując się tu obco, zazdrościłam im tej swobody. Shikamaru chyba to wyczuł bo pociągnął mnie w stronę cichszej uliczki. Stanęliśmy przed jakimś blokiem, mój towarzysz wyciągnął pęk kluczy. Kazał wdrapać mi się na czwarte piętro po czym otworzył odrapane brązowe drzwi.
- Nareszcie ile można czekać?! - usłyszałam piskliwy dziewczęcy głos.- Masz wszystko przygotowane, nie dawaj mu słodyczy, słyszysz?- Nagle na korytarz wybiegła blondynka, nie zauważyła mnie, włożyła szpilki i pomalowała usta szminką.
- To jest Temari. - powiedział od niechcenia Shikamaru. Ujrzałam intensywnie niebieskie tęczówki dziewczyny dopiero teraz poznałam ją, widziałam ją kiedyś idącą z czarnowłosym, zaczęłam zastanawiać się co ich łączy.
- Cześć... Ino jestem. - powiedziała przyglądając mi się intensywnie. - To ja lecę papa.- I tyle ją widziałam.
- Jakie to upierdliwe. Idę coś znaleźć do jedzenia ty też chcesz?
- Nie, dzięki, jadłam.
- Idź tam.- pokazał palcem na zamknięte drzwi. - A ja będę tam. - pokazał przeciwny kierunek, kiwnęłam głową. Gdy zniknął, otworzyłam drzwi i weszłam do błękitnego pokoju. W białym łóżeczku leżał malutki chłopiec o blond loczkach. Światło wpadało przez nie zasłonięte okno i świeciło na niego. Cichutko podeszłam i zasłoniłam je, chłopiec poruszył się, przykryłam go dokładniej i wycofałam się nie chcąc go jeszcze obudzić. Delikatnie zamknęłam drzwi, próbują nie trzasnąć nimi jak ja potrafię. Zrobiłam krok w tył i wpadłam na kogoś. Odskoczyłam i odwróciłam się.
- Czy ty zawsze musisz pojawiać się tak nagle!- krzyknęłam
- Nie krzycz.- zganił mnie
- A właśnie że będę. Nie pouczaj mnie!
- Obudzisz go.- Chłopak tez odrobinę podniósł głos i właśnie teraz usłyszeliśmy płacz małego.
- Ops.
- Same z tobą kłopoty.
- Że co proszę? To ty mnie tu przyprowadziłeś i wystraszyłeś.
- A teraz zwalisz na mnie.
- Bo to twoja wina.
- Nie ważne.
- Ważne! - chłopak minął mnie jednak nic nie mówiąc i wszedł do pokoju, udałam się za nim, nienawidziłam jak mnie ktoś ignorował. Chłopiec na widok Shikamaru uspokoił się natychmiast, chłopak podszedł do łóżeczka i wyciągnął małego.
- Nie dała ci pospać co? - widząc zapłakaną twarzyczkę zrobiło mi się głupio, ale nie miałam zamiaru przyznawać się do winy. - To ciocia Temari. Możesz ciągać ją za włosy.
- Ej! -powiedziałam słysząc słowa czarnowłosego.
- Coco. - zawołał blondynek i wyciągnął do mnie rączki. Zbliżyłam się i wzięłam go w ramiona.
- A jak mnie pociągniesz... - zagroziłam mu ze śmiechem.
- Tikam tikam.
- O co mu chodzi? - zapytałam Shikamaru.
- Głodny jest, zaraz wracam. - Chodziłam po pokoju z maluchem i mówiłam mu różne rzeczy. Jego błękitne oczka przyglądały mi się z zainteresowaniem, które niestety straciłam od razu gdy w pokoju pojawił się chłopak z jedzeniem. Odebrał mi małego.
- Jak on ma na imię? - zapytałam.
- Tenshi.
- Ładnie. Ino jest jego matką?
- Nie, my się tylko nim zajmujemy.
- Czemu wy? - zapytałam i znów ujrzałam ten ból w jego oczach, wtedy zrozumiałam że i on w pełni się nie pogodził.

No jest troszeczkę dłuższy :) Mam nadzieję że się podoba. SUPER WAKACJI WAM ŻYCZĘ. Ja sama mam zamiar nic nie robić, no dobra żartowałam wyjeżdżam i na pewno nie będę się tam nudzić. Nie wiem kiedy napiszę nowy rozdział, może pojawić się albo przed 15 lipca albo już w sierpniu :/